W moich artykułach często przewijać się będzie się temat miłości. I o niej właśnie chciałabym skrobnąć słów parę.
Dla każdego słowo to oznacza co
innego. Jeśli popatrzeć na nią z męskiego punktu widzenia – to czyny. Nie słowa,
deklaracje a właśnie działanie. To wyniesienie śmieci zanim ukochana poprosi.
Na przykład. Dla kobiet to więcej emocje, dowody potwierdzające uczucie (czemu
nie dzwoni? dlaczego nie napisze jednego krótkiego esa… prawda?)
I niby o tym wiemy, że tak
jest. Że jedni z Marsa, drugie z Wenus. A mimo to wszystkie portale
ezoteryczne, programy w tv zalewane są pytaniami o miłość właśnie. Dlaczego?
Zastanawialiście się kiedyś nad tym? Jak to jest, że tak nam jej brakuje?
A mnie się
wydaje, że szukamy miłości, bo chcemy zobaczyć w oczach tej drugiej osoby
akceptację siebie. Bo jesteśmy pełni zahamowań, kompleksów bardziej lub mniej świadomych.
Bo nie akceptujemy siebie…
Praca nad
sobą to jedno z najcięższych wyzwań. Nie mamy nad sobą bata, nikt nie sprawdzi
wyników, nikt nas nie pochwali. I nikt nie zleci nam tego zadania, oprócz nas
samych… Często słyszę odpowiedź – po co mam nad sobą pracować? I jedyna
odpowiedź, jaka ciśnie mi się na usta to taka, że jeżeli zdarzy się tak, że będziesz
sam, to jednak sam nie pozostaniesz, bo będziesz z kimś, kto kocha Cię
bezwarunkowo – Ty sam…
Bzdurą jest stwierdzenie, że umiemy
być, żyć sami. Potrafimy, a i owszem. Bo życie dało nam po zaworach
niejednokrotnie tak, że wybieramy mniejsze zło. Bo zamykamy się w świecie
swoich wspomnień, wyobrażeń. Bo ciągle porównujemy. Ale podstawowe pytanie –
czy każda napotkana osoba powinna ponosić odpowiedzialność za błędy poprzedników?
NIE. Wiem, że trudno wymazać wspomnienia, ale oceniając pod takim kątem
krzywdzimy nie tylko tą drugą osobę, ale przede wszystkim siebie. Nie lada
sztuką jest umieć zamknąć przeszłość za sobą i pozwolić sobie – ŻYĆ. To nie
tak, że mamy wymazać przeszłość. Nie da się. Ale da się wyciągnąć wnioski.
Tylko trzeba CHCIEĆ. Nie bać się ryzyka. Bo chyba to słowo jest kluczowym -
ryzyko. I strach. Że po raz kolejny zostaniemy sami… ale nie zostaniemy, bo jeżeli
uda nam się pokochać siebie, to nigdy w życiu nie będziemy już samotni i z tym
większą odwagą ruszymy w ryzykowną podróż, jaką jest życie…
I takiej odwagi właśnie Wam życzę
dedykując Stinga, który przekazuje muzyką i słowami to, co gra mi w duszy…
http://www.youtube.com/watch?v=037uSAIahho
Trudno było mi znaleźć w necie takie tłumaczenie, które oddawałoby w pełni jej sens, ale od czego ma się przyjaciół, więc lada dzień wrzucę mam nadzieję tłumaczenie godne mistrza Stinga :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz