Moje motto

Moje motto

poniedziałek, 22 września 2014

Cudze chwalicie, czyli patchwork vol.2

                 
     


     Poprzedni artykuł zakończyłam zdaniem, że nasza europejska kultura,zapomniana i wciśnięta w schematy chrześcijaństwa ma nam sporo do zaoferowania - ( wystarczy przypomnieć nazwy dawnych obrzędów i ich dat ) -  przede wszystkim życie w zgodzie z Naturą i jej cyklem.

Przypomnę więc dziś kilka dat. Wielu z Was te powiązania są znane.
2 luty to w chrześcijaństwie święto Ofiarowania Pańskiego - geneza tego święta w Europie ? 2 lutego Celtowie palili ognie ku czci bogini Brygid - zamienionej później przez kościół na świętą Brygidę. To święto powrotu słońca znane jest katolikom jako dzień Matki Boskiej Gromnicznej, kiedy to powraca się do domu z ogniem zapalonym w kościele. Gromniczna jest dla katolików pamiątką po oczyszczeniu Matki Boskiej po porodzie - Żydzi uważają położnicę za nieczystą i konieczne jest jej oczyszczenie, zanim znów będzie mogła bywać w świątyni. Połóg trwa około sześciu tygodni, a drugi lutego przypada około sześciu tygodni po Bożym Narodzeniu. 
21 marca - Równonoc Wiosenna.Jej nazwą w wierzeniach germańskich jest  Ostara..Nazwa, podobnie jak angielska "Easter", pochodzi od imienia saksońskiej bogini Eostre. Jej świętymi zwierzętami były zające, jak wiadomo, płodne zwierzęta. Jaja zaś są symbolem nowego życia. Wielkanoc przypada na niedzielę po pierwszej pełni księżyca po wiosennym zrównaniu dnia z nocą.
Kolejne święto - Beltaine ( Przesilenie Letnie czyli środek Lata, jest świętem ognia i wody. O ile na Wyspach Brytyjskich skakano przez ognie w Beltaine, Słowianie czynili to w Kupałę. W przesilenie letnie w obu kulturach okadzano bydło, co miało chronić je przed chorobami. Nazwa "noc świętojańska", jak i "Kupała" pochodzą z tego samego źródła. 24 czerwca, w przesilenie letnie, święty Jan ochrzcił Jezusa w rzece Jordan.
                               Nie jest moim zamiarem wymienianie i porównywanie wszystkich Świąt i odnalezienie w nich podobieństw ( mam nadzieję,że zachęcę Was do samodzielnego pobuszowania w necie - celowo nie przytoczyłam porównań do najważniejszych świąt występujących w chrześcijaństwie ;) )
W kontekście poprzedniego artykułu ... Nasza kultura nie tylko słowiańska, ale germańska czy celtycka jest przepełniona szacunkiem i miłością do Natury. Niestety chrześcijaństwo zastąpiwszy nazwy świąt odniesieniami  do jego historii zatarło ich pierwotne znaczenie ( w wierzeniach ludowych sporo ich na szczęście zostało ).Z wielką szkodą.Gdybyśmy tylko postarali się przywrócić pamięć o genezie świąt, które obchodzimy łatwiej byłoby nam przyjąć na nasz grunt to,czego uczy filozofia Wschodu. Być może byłoby łatwiej nam zrozumieć choć część przekazu ...Co prawda w naukach Wschodu to Człowiek stoi w centrum, ale tylko i wyłącznie w kontekście Natury.
Świadomie używam słowa Nasza - bo niezależnie czy są to wierzenia germańskie,słowiańskie czy celtyckie - pochodzą z tej części naszego globu....
A teraz popatrzcie...jeśliby połączyć tak silne przywiązanie do Matki Ziemi w kulturze europejskiej do rozwoju duchowego człowieka w kulturze Wschodu nie wyjdzie z tego cudny i kompletny patchwork ?
W kolejnych artykułach nastąpi ciąg dalszy tematu związanego z Naturą - mowa  będzie o kamolach ( po polskiemu czytaj kamienie :D ) :)



Patchwork duchowy




                           Nie o piekle dziś chciałabym się z Wami podzielić moimi przemyśleniami, o  metodzie szycia ( która polega na zszywaniu kawałków tkaniny o różnych wzorach w jedną całość ) też nie...
Dziś chciałabym podzielić się z  Wami  moimi  refleksjami, jakie naszły mnie w kontekście wszechobecnego pędu ludzi w ostatnim czasie w kierunku rozwoju duchowego.
Chęć sama w sobie wzniosła i piękna. Nie chcę wnikać w genezę ( wg mnie wynika ona w głównej mierze z rozczarowania tym, co religia jest w stanie zaoferować w obecnych czasach...), chcę skupić się na sposobach.
Jest ich multum, mnóstwo, bezlik...Wystarczy odpalić komputer, wrzucić frazę w wyszukiwarkę i bach - w przeciągu 0,16 sekundy pojawia się 758000 wyników. Jest więc w czym wybierać. Różne metody począwszy od medytacji po Reiki, uzdrawianie duszy etc...
                         Powtarzam, sama chęć nie jest niczym złym, wręcz odwrotnie. 
W poszukiwaniu odpowiedzi na pytania o cel i sens naszego życia nasze oczy zwracają się ku Wschodowi i jego filozofii. Jak grzyby po deszczu pojawiają się w sieci osoby, które oferują nam wszelkiego rodzaju formy uzdrawiania ( za niemałe pieniądze, to też trzeba nazwać po imieniu ), nie wspominając już o pozycjach książkowych.
                          No właśnie...I tu rodzi się pytanie : czy można Wschód i to, co jego system filozofii ma do zaoferowania potraktować jako remedium na bolączki świata zachodniego? Przecież metody uzdrawiania duchowego są stworzone na przestrzeni tysięcy lat dla zupełnie innych kręgów kulturowych, a często są to właśnie kultury, w których wchodząc w wiek dojrzały, przechodzi się przez obrzędy inicjacji, żyje się w nich według zupełnie innych zasad i które dostarczają zupełnie innych codziennych doświadczeń !   
                         Wg mnie korzystanie z doświadczeń Wschodu ma sens i jest celowe, ale tylko wtedy, gdy uświadomimy sobie, poznamy właśnie owe korzenie. Parafrazując Junga - nie rozwiniemy się duchowo, jeśli nie będziemy znali korzeni swojej ścieżki duchowej. Nie można wiedzy związanej z daną kulturą po prostu, ot tak przejąć bez zastanowienia się - na ile się z nią utożsamiam i na ile jestem w stanie zrobić z niej tytułowy patchwork, czyli na ile jestem w stanie pogodzić tak rozbieżne postrzeganie rzeczywistości. 
                         Jak chociażby połączyć uważność  i tzw "płynięcie z nurtem"  z pracą w na przykład korporacji, gdzie element rywalizacji i walka o pozycję jest niejako wpisana w statut ? No da się. Ale nie da się tego zrobić na jednodniowym warsztacie o wdzięcznym tytule - mindfulness w biznesie, który trwa dzień jeden i jest oparty na klasycznym NLP. 
                         Kolejny przykład z zupełnie innej "beczki", ale dość dobrze oddający to, co chcę przekazać.Mowa o feng shui - Chińczycy ustawiali i ustawiają w kuchni naczynie pełne ryżu. Znam osoby, które również mają ustawione naczynko w kuchni. Bo tak usłyszeli od znawców. Tyle, że dla Wschodu ryż znaczy zupełnie co innego, niż dla nas. Dla nich to symbol życia i dostatku od tysiącleci.W Europie ryż pojawił się dopiero w XVI wieku...Dla nas takim symbolem była ...sól. Przykłady można by mnożyć.  
                         I tu mały wtręt dotyczący ziołolecznictwa - tu też mamy zalew cudownych ziół i wszelakiej maści specyfików - a przecież pochodzą one z innej szerokości i długości geograficznej. Są one przystosowane do wspomagania zdrowia ludzi stamtąd właśnie. My, żyjący tutaj - mamy swoje zioła. I to one są dla nas najbardziej skuteczne. Rosną na tej samej ziemi, z której my czerpiemy ...No ale cóż, dobry chłyt marketingowy podstawą sukcesu...
                            Nurt przypominania nam naszej " słowiańskości" jest coraz bardziej widoczny. Co prawda cytując jednego z moich znajomych - 1000 lat chrześcijaństwa na naszych ziemiach zobowiązuje, ale przecież mnóstwo wierzeń, dat i zwyczajów sprzed chrztu zostało wcielonych w poczet nowej wiary. Oby ta tendencja przypominawcza się utrzymała - czego sobie i Wam życzę :)


poniedziałek, 15 września 2014

Empatia i wyrozumiałość - tak trudno czy ... łatwo ?



               Zanim napiszę coś od siebie, zerknijmy na definicje obydwu słów. Wyrozumiałość – to zdolność do wybaczenia; zrozumienie czyichś błędów, słabości, również swoich a Empatia (gr. empátheia „cierpienie”) – w psychologii zdolność odczuwania stanów psychicznych innych osób (empatia emocjonalna), umiejętność przyjęcia ich sposobu myślenia, spojrzenia z ich perspektywy na rzeczywistość (empatia poznawcza).
                 I przemyśleniami na ten temat chciałabym się dziś z Wami podzielić. Czymże jest jedno i drugie? I jaki ma wpływ na nasze życie? Wydaje mi się, że obydwa stany są ze sobą powiązane. Na naszej drodze spotykamy różne sytuacje. Mniej lub bardziej bolesne. Wyciągamy z nich wnioski, albo nie. I idziemy dalej. Uczymy się, albo nie. Wszyscy wiemy, teoretycznie, że z każdej lekcji życia powinniśmy wyciągnąć wnioski. Tylko czy tak faktycznie jest? Czy nie uciekamy w bezpieczne dla nas stereotypy? Bo tak łatwiej, bezpieczniej dla nas. Bo wyjście poza schemat = niebezpieczeństwo. No właśnie… Czy aby? Czy zamykając się, nie zamykamy sobie drogi? Czy nie pozostajemy w zamkniętym kręgu naszych lęków?
                   Wg mnie wyrozumiałość to siła. Siła charakteru. To jeden z warunków najczystszej formy miłości, zwanej nie bez kozery miłością bezwarunkową. Tyle, że wyrozumiałość jest jedną z najtrudniejszych form pracy nad sobą. Wymaga pokory. Nie pokory cielęcia, ale pokory świadomej, będącej wynikiem wyboru. Ale również i siły. Bo tylko osoby pewne własnej wartości stać na wyrozumiałość. Ale to wymaga pracy nad sobą.
                  Idąc krok dalej napotykamy empatię. Empatia to jedno z najsilniejszych wg mnie uczuć towarzyszących ludzkiemu życiu. Idąc za rozszerzeniem definicji - Empatia jest jednym z najsilniejszych hamulców zachowań agresywnych. To cecha charakteru, która odpowiednio używana, daje nam nieograniczone możliwości. Spójrzmy na przykład na relację – klient – sprzedawca. Jeśli sprzedawca potrafi wczuć się w sytuację klienta nie ma bata, że nie znajdzie dla niego optymalnego rozwiązania. Z korzyścią dla obydwu. Klient czuje, że jego potrzeby są zdiagnozowane, sprzedawca ma świadomość, że nie wcisnął kitu. Długotrwałe relacje są nawiązane, w końcu zadowolony klient to kolejnych 5 klientów. Nieprawdaż :) ? 
                Ale nie sprzedaż jest tematem artykułu tylko relacje międzyludzkie. Zadajmy sobie sami pytanie, ile w nas jest obu tych stanów ? Tak, stanów, ponieważ dla mnie i empatia i wyrozumiałość to stan umysłu. I to nie tak, że te emocje tylko się miewa...Nie. Wystarczy choć raz dziennie złapać się samemu za słowo, myśl i postawić się na miejscu drugiego człowieka... Który na przykład zagapił się na światłach. I zamiast trąbić i rzucać epitetami pomyśleć - a może i on miał tak samo ciężki dzień jak ja i przeżywa teraz kłótnię z żoną albo szefem...to tylko jeden z wielu przykładów, które mogłabym mnożyć...
Takie choćby tylko raz dzienne zastanowienie się przyniesie w pewnym momencie ...spokój, większy dystans do otaczającej nas rzeczywistości, nie wspominając już o naszym żołądku i naszym systemie nerwowym, który będzie nam wdzięczny za zmniejszony wyrzut adrenaliny :))))))
              Poniższy obrazek dobitnie pokazuje, o co autorowi chodziło...empatia to nie jest taka sobie prosta rzecz...nie wystarczy powiedzieć - przykro mi. Nie wystarczy współczuć. Aby móc zrozumieć drugiego człowieka potrzebne jest współodczuwanie, postawienie się na miejscu drugiego człowieka. Bez cienia myśli - no ciekawa, - y jestem, czy mnie ktoś tak zrozumie...Praca nad sobą, której celem ma być nasz rozwój powinna zapomnieć o JA ...





środa, 10 września 2014

No najgorzej ja się komuś coś wydaje, czyli człowiek nie taboret







                                Moja  praca z klientami to przede wszystkim rozmowy,rozmowy,rozmowy. Wiadomo,że głównym motywem 90 % z nich jest miłość. I właśnie z tych rozmów zaczęło przebijać coraz częściej powtarzające się zdanie -" no bo wyszłam z założenia,że..." I wiecie co ? Zaczęłam liczyć, ile razy słyszę to zdanie. Obiecałam sobie, że jeśli usłyszę je 200-setny raz napiszę o tym. Stąd dzisiejszy artykuł...
                        Jak ma się to do rozmów? Ano tak, że najczęściej słyszanym stwierdzeniem jest -" no bo wyszłam z założenia, że on się zmieni, że zmieni swoje postępowanie jeśli tylko pokażę mu swoje uczucie i będę cierpliwa. ".
Otóż moje Drogie Panie ( z góry przepraszam, że pomijam część męską, ale artykuł jest pisany na podstawie moich rozmów,a z Panami za wiele ich na ten temat nie było, więc porównań brak :) ) :
- po pierwsze primo - pamiętajcie, że nie można uznać za pewnik reakcji drugiego człowieka, ponieważ ...jest to człowiek a nie taboret, który przestawimy z miejsca na miejsca i wyjdziemy z założenia, że tam pozostanie, bo tak chcieliśmy. Człowiek jest żywy, ma swoje emocje, uczucia i niesie za sobą bagaż doświadczeń, które go do pewnego stopnia ukształtowały.
- po drugie secundo primo - bardzo, ale bardzo pachnie mi to WARUNKOWANIEM. Czyli - jeżeli ja...to on ....a jeżeli mówimy o warunkowaniu to gdzie w tym wszystkim jest ... Miłość ? Czy ona warunkuje ?
- po trzecie tertio secundo primo - czy chciałybyście, aby ta druga strona miała taki tok myślenia o Was ?


                             Na początek skupmy się na dosłownym znaczeniu tego stwierdzenia. Założenie to inaczej teza, postulat. A wyjść z założenia to ni mniej ni więcej, jak uznać coś za pewnik, czyli uznajemy, że jeżeli się wystarczająco postaramy, to osiągniemy cel. A jeżeli go nie osiągamy, zaczyna się płacz i zgrzytanie zębów. I oskarżanie - na zmianę - siebie - jaka to ja do niczego jestem - i tej drugiej strony - tu pozwolicie - zmilczę epitety usłyszane w słuchawce.
Nie jest moim celem atak na Was. Tylko uniknięcie Waszych rozczarowań, łez i bólu. Ale i również zwrócenia uwagi na punkt drugi i trzeci.
                                     Budowanie relacji to bardzo wartościowe, ale i trudne doświadczenie, bo mamy przecież założone różowe okulary emocji. Ale to jest ten czas, kiedy możemy jeszcze wycofać się bez przepłakanych godzin i złamanego serca. Jeżeli w głowie pojawi się choć raz myśl - ok, jeśli będę cierpliwa, uda się mi to czy tamto zmienić niech zaświeci się Wam lampka. Bardzo ostrym światłem.

                                    Nie namawiam Was od razu do rzucania i ucieczki, gdzie pieprz rośnie. Nie. Namawiam Was do rozmowy z samym sobą. Niech pojawią się pytania - na ile jestem w stanie zaakceptować daną cechę czy sytuację ? Na ile ocena zachowania danej osoby jest obiektywna ? Na ile jestem w stanie być wyrozumiała teraz i co najważniejsze - później? A może są to moje przeżycia, które wpływają na nieobiektywny osąd ? Może patrzę na tego człowieka przez pryzmat swoich doświadczeń z przeszłości ? Czy mam prawo obarczać go swoimi uprzedzeniami ? W końcu - czy moje zachowanie mogłoby mieć wpływ na pojawienie się takich samych myśli u tej drugiej strony...? I w drugą stronę - na ile postępowanie i zachowanie drugiej strony jest niejako zaprogramowane przez uprzednie przeżycia ? Na ile dana osoba ma tego świadomość i co najważniejsze gotowość do nie przekładania tych wzorców na tu i teraz ?

                        Rozmowa z sobą wymaga odwagi ale i konsekwencji w działaniach następujących po niej. Jeżeli powiecie sobie - ok, akceptuję to, to i to, to nie miejmy potem za złe drugiej stronie, że zachowuje się tak, a nie inaczej. Bo przecież dałyśmy przyzwolenie na takie, a nie inne zachowanie. Dlaczego zatem ta druga strona ma chcieć zmieniać coś, w swoim zachowaniu, skoro wcześniej to nie stanowiło problemu ? Jeżeli ktoś najpierw dostaje nas na przysłowiowej tacy, to on najzwyczajniej w świecie nie rozumie, dlaczego teraz ma się o to starać. To jest niestety najczęściej pojawiający się błąd w relacjach...

                                    I na koniec nieco już może żartobliwie - Moje Drogie Panie,zdradzę Wam tajemnicę - jeśli nie powiesz facetowi o co chodzi, to on nie będzie wiedział  o co chodzi :)))))
To działa w obie strony - jeżeli nie pojawi się wzajemna komunikacja, to pozostawianie Waszego życia domysłom i niedopowiedzeniom może się kiepsko skończyć.

                            Czego oczywiście Wam nie życzę z całego serca :)

Semantyka słowa idiota wg Osho :)


         Słowo "idiota" jest piękne. Idiota to ktoś, kto żyje w niezależny sposób, robi swoje i nie obchodzi go to, co powie o nim świat. Idiotą jest ten, kto nie naśladuje. I nie ma to nic wspólnego z głupotą. Jeśli spróbujesz iść przez życie własną, niezależną drogą, wtedy będziesz nazywany idiotą. Tłum nie będzie Cię szanował, gdyż tłum nie szanuje autentycznych ludzi. Tłum szanuje maski i fałszywe osobowości. Jeśli naprawdę chcesz być mądry, bądź idiotą. A jeśli chcesz być idiotą, gromadź wiedzę. Bądź uczonym, a będziesz idiotą.

No i spróbujcie nie przyznać,że jest  nieco inne od ogólnie znanego  ;-)
Miłego dnia :)



poniedziałek, 8 września 2014

Shape of my heart - co nam w duszy gra ...


 W moich artykułach często przewijać się będzie  się temat miłości. I o niej właśnie chciałabym skrobnąć słów parę.
Dla każdego słowo to oznacza co innego. Jeśli popatrzeć na nią z męskiego punktu widzenia – to czyny. Nie słowa, deklaracje a właśnie działanie. To wyniesienie śmieci zanim ukochana poprosi. Na przykład. Dla kobiet to więcej emocje, dowody potwierdzające uczucie (czemu nie dzwoni? dlaczego nie napisze jednego krótkiego esa… prawda?)
I niby o tym wiemy, że tak jest. Że jedni z Marsa, drugie z Wenus. A mimo to wszystkie portale ezoteryczne, programy w tv zalewane są pytaniami o miłość właśnie. Dlaczego? Zastanawialiście się kiedyś nad tym? Jak to jest, że tak nam jej brakuje?
A  mnie się wydaje, że szukamy miłości, bo chcemy zobaczyć w oczach tej drugiej osoby akceptację siebie. Bo jesteśmy pełni zahamowań, kompleksów bardziej lub mniej świadomych. Bo nie akceptujemy siebie…
Praca nad sobą to jedno z najcięższych wyzwań. Nie mamy nad sobą bata, nikt nie sprawdzi wyników, nikt nas nie pochwali. I nikt nie zleci nam tego zadania, oprócz nas samych… Często słyszę odpowiedź – po co mam nad sobą pracować? I jedyna odpowiedź, jaka ciśnie mi się na usta to taka, że jeżeli zdarzy się tak, że będziesz sam, to jednak sam nie pozostaniesz, bo będziesz z kimś, kto kocha Cię bezwarunkowo – Ty sam…
            Bzdurą jest stwierdzenie, że umiemy być, żyć sami. Potrafimy, a i owszem. Bo życie dało nam po zaworach niejednokrotnie tak, że wybieramy mniejsze zło. Bo zamykamy się w świecie swoich wspomnień, wyobrażeń. Bo ciągle porównujemy. Ale podstawowe pytanie – czy każda napotkana osoba powinna ponosić odpowiedzialność za błędy poprzedników? NIE. Wiem, że trudno wymazać wspomnienia, ale oceniając pod takim kątem krzywdzimy nie tylko tą drugą osobę, ale przede wszystkim siebie. Nie lada sztuką jest umieć zamknąć przeszłość za sobą i pozwolić sobie – ŻYĆ. To nie tak, że mamy wymazać przeszłość. Nie da się. Ale da się wyciągnąć wnioski. Tylko trzeba CHCIEĆ. Nie bać się ryzyka. Bo chyba to słowo jest kluczowym - ryzyko. I strach. Że po raz kolejny zostaniemy sami… ale nie zostaniemy, bo jeżeli uda nam się pokochać siebie, to nigdy w życiu nie będziemy już samotni i z tym większą odwagą ruszymy w ryzykowną podróż, jaką jest życie…

I takiej odwagi właśnie Wam życzę dedykując Stinga, który przekazuje muzyką i słowami to, co gra mi w duszy… http://www.youtube.com/watch?v=037uSAIahho 
Trudno było mi znaleźć w necie takie tłumaczenie, które oddawałoby w pełni jej sens, ale od czego ma się przyjaciół, więc lada dzień wrzucę mam nadzieję tłumaczenie godne mistrza Stinga :) 

piątek, 5 września 2014

Odarte nadzieje

Jaki jest, a przynajmniej powinien być (o naiwności!!!) cel wszystkich programów poświęconych ezoteryce? Z każdej strony, z każdej informacji o ludziach tym się zajmujących bije jasny i wyraźny przekaz – trafiłaś/eś w najwłaściwsze ręce…pomogę…
Parę lat temu byłam po drugiej stronie odbiornika – matką, którą targały problemy dnia codziennego, żoną alkoholika potrzebującą wsparcia. Skądkolwiek. I zaczęłam oglądać, słuchać, czytać w poszukiwaniu pomocy. Jakież to piękne było na początku. Piękna oprawa, piękne słowa… ale szybko coś (o czym potem) kazało mi włączyć na wstrzymanie… gdzieś zaczęło zgrzytać..
I zaczęłam analizować, rozbierać na czynniki pierwsze. Spojrzałam na to z perspektywy nie widza, nie osoby potrzebującej pomocy a… klienta, który ma być zachęcony do kupna. I wtedy wszystko zaczęło mi grać… Odrzuciło. Natychmiast – te wszystkie piękne słowa miały na celu jedno. Słupki oglądalności. I kasa, kasa, kasa. Nie chcę wgłębiać się w to, jak wielkie było moje rozczarowanie. Nie oczekiwałam tego, by ktoś za mnie podjął decyzję, powiedział, jak żyć… ale by pomógł zrozumieć…
Późniejsze, brutalne wydarzenie w moim życiu uruchomiło zmianę postrzegania rzeczywistości. Po prostu stanęłam po drugiej stronie, stronie osób z Darem. Długie lata poświęcone na pracę nad sobą, z darem pracy z wahadełkiem i jasnowidzeniem. I jasny i wyraźny przekaz – przepraszam za kolokwialność moich słów – nie GWIAZDORZ – nie pomożesz nikomu w ten sposób. A że jestem osobą o dość wyrazistym charakterze, nie przychodziła mi łatwo walka ze swoimi słabościami. Ale im większa pokora gościła we mnie, tym więcej czułam , widziałam, tym chętniej wahadełko współpracowało. I w pewnym momencie wróciły wspomnienia. Zobaczyłam siebie sprzed 7 lat-czekającą w napięciu na kolejny program. O naiwności… Wcześniej widziałam słupki, targety-teraz dołączyło uczucie… niesmaku.
Nie jest moim celem atak na całe gremium ludzi pracujących w mediach, bo skrzywdziłabym okrutnie paru zapaleńców :))) – ale jedynym komentarzem, jaki nasuwa się jest…
Lekarze składają przysięgę – primum non nocere-tak wiem, prawda jest i tak gdzieś pośrodku…
Ale gdzie jest podstawowe bhp w takich programach??? Takich rzeczy nie trzeba przecież uczyć, takie rzeczy się po prostu czuje – no chyba, że nie czuje się nic, oprócz zapachu coraz większej kupki monetek…
Z każdej strony wdziera się do naszego świata sprzedaż. I ja sama pracowałam od dawna sprzedając. Firm było wiele. One również odzierały z nadziei. Na początku idee odziane w piękne słowa , a potem-brutalne zderzenie z rzeczywistością. W aptece na przykład,kiedy stojąc przy okienku rozliczam farmaceutę ze sprzedaży leków mojej firmy. I stojąca obok starsza kobieta, która wyciąga ostatnie pieniądze, by kupić preparat polecany przez farmaceutę, choć mogła dostać tańszy. I w takich momentach coś pęka. Ja odeszłam z branży. Ale w następnej było to samo, w kolejnej również. Jest jednak jedna sfera, która powinna pozostać nietknięta znanym powiedzeniem Pecunia non olet. Właśnie ezoteryka. Wiemy, że jest to też sposób na utrzymanie wielu osób tam pracujących. I jest wiele osób, które powinny być i są darzone szacunkiem. Tylko wiecie co? Szlag mnie trafia, kiedy podpina się pod to cała masa Fioletowokoszulowo… ech… zresztą… wiecie.

Nie nazywam się Don Kichot tylko Ania. Wiem, że całego świata nie zmienię. Ale coś chcę  zrobić.. I robię. I mam nadzieję, uda się zniszczyć o jeden wiatrak więcej :)
Witajcie :)
Skąd pomysł na bloga ? Ano dlatego, że kiedyś już zdarzało mi się pisywać. Prowadziłyśmy bloga pt. "Odważnie o ezoteryce" wspólnie z moją koleżanką po fachu, której wiele zawdzięczam.  Nasze drogi się rozeszły, moje pisanie zostało zarzucone na 2 lata. Ale pomysł dojrzewał wraz z moim rozwojem :) No i dojrzał, a z jakieś całe 2 dni temu :)
Pozwolę  więc sobie  na początek sobie umieścić artykuły właśnie z tamtego czasu. A potem ruszam z nowymi,póki co jestem na etapie sporządzania tematów i zastanawiania się od czego zacząć :)
Mam nadzieję, że moje słowa przybliżą Wam ten nieco tajemniczy świat ezoteryki, który wcale takim nie jest - na chwilę obecną opanowanie techniczne tego stwora pt blog wydaje mi się trudniejsze :)
Pozdrawiam Was ciepło i do ...przeczytania :)