Moje motto

Moje motto

niedziela, 13 grudnia 2020

Świąteczne reklamy z muzyką w tle, czyli kochaj bliźniego jak siebie samego.

 





                        Z dedykacją dla wszystkich, którzy nie chcą, ale muszą ...jakoś ten czas przetrwać i tym, którzy mogą pomóc :) 

                     Od 15 lat nie oglądam telewizji. Po prostu pewnego dnia wyłączyłam pilot, rozwiązałam umowę z operatorem. Zawsze byłam radiowa, muzyczna.  Ale i to się skończyło. Wybrałam muzykę bez reklam. Jaki jest powód ? Pomimo całej mojej  świadomości zauważyłam, jak wpływają na mnie reklamy, szczególnie w okresie okołoświątecznym . Temat główny - bliskość.  I można mówić o uduchowieniu, świadomości, asertywności etc itd itp. A podprogowy przekaz i tak robi swoje, czy tego się chce, czy nie.  I nikt mi nie wmówi, że jest oporny. Z każdej stacji czy to telewizyjnej, czy radiowej wylewa się jeden przekaz - bliskość okupiona prezentami. W każdej reklamie pojawia się cała, kompletna rodzina, w w większości wielopokoleniowa. Dzieląca się czasem, czułością, uważnością na potrzeby tej drugiej strony. Ja wiem, że to reklama. Aby tylko sprzedać. Tylko jakie uczucia wywołuje to w większości ? BRAKU. Nie kasy na te wszystkie prezenty, tylko braku takiej rodziny.

                    Dlaczego więc nie ma reklam dla osób, które chcą spędzić święta po swojemu , bo nie tolerują spędów rodzinnych z pytaniami  z cyklu - dlaczego jeszcze jesteś sama z podtytułem w tle - coś z Tobą jest nie tak, dlaczego jeszcze nie macie dzieci, kiedy jakieś dziecko, kiedy ślub ?  Dlaczego nie ma reklam dla osób, które zostały wykluczone z grona rodzinnego i spędzają ten czas w gronie znajomych i bliskich nie będących rodziną ? Dlaczego nie ma reklam wspierających osoby homoseksualne wykluczone z rodziny i spędzających ten czas samotnie ? Dlaczego nie ma reklam pokazujących życie samotnych matek, których nie stać na najmniejszy chociażby prezent  dla swoich pociech ? Jak sprzedać na antenie takie życie pomiędzy jedną piosenką świąteczną a drugą ? To się PO PROSTU  nie sprzedaje....


                     Jak takie osoby czują się w zalewie tego całego pieprzonego marketingu ? Wiecie, ile takich osób jest ? Niestety za dużo. Tak zwykle jest, że otaczamy się osobami, które mają podobne podejście do życia do naszego. Jeśli mamy pełną rodzinę, zwykle w naszym otoczeniu są osoby mającą taką sytuację  również. Jeśli zdarza się osoba samotna, albo z niepełną rodziną, zwykle nie rozmawiamy o ich odczuciach, smutkach i bolączkach. Albo one nie chcą mówić. I udają. Ale  zazdroszczą, że chciałyby mieć takie problemy jak Wy - jaki wybrać prezent dziadkowi, cioci, której nie lubisz .... kilka lat temu napisałam kilka słów o tym, że właśnie takie osoby powinny stworzyć swoją własną tradycję, zacząć coś robić dla siebie.   

                     Tym postem chciałabym Was uwrażliwić , szczególnie w tym covidowym czasie na osoby z Waszego otoczenia , które są w innej sytuacji niż Wy. Bo nie dość, że zawsze nie miały innego wyjścia, jak radzić sobie samemu, to teraz mają już podwójne combo. Nie każdy jest tak odporny jak ja, na przekaz podprogowy wypływający jak szambo z każdej reklamy. Rozejrzyjcie się wokół siebie, popatrzcie w oczy Waszym znajomym. Ci najbardziej potrzebujący są zwykle najciszej... albo najgłośniej. Będą Wam mówić, jak im jest dobrze. I to Ci będą potrzebować najbardziej Waszego wsparcia. I to właśnie Ci w tym trudnym czasie dzwonią do mnie w poszukiwaniu wsparcia... Ci wykluczeni  z idealnego obrazu świątecznego. Niepokorne owce,  nie chcące się wpasować w sztuczny obraz świąt, samotni nie mający kogo obdarzyć miłością, która z nich aż się wylewa, rozgoryczeni hipokryzją swoich rodzin, bite kobiety nie mające cienia szansy na spokojny wigilijny czas. Tak wygląda świąteczna rzeczywistość pomiędzy Last Christmas , Jingle Bells a kolejkami w markecie.   

  
                      Kolejna prawda jest taka, że zwykle w rozmowach ze znajomymi mówimy zwykle o sobie. Nie oburzajcie się, tylko zróbcie w duchu rachunek sumienia...I zróbcie coś - jeśli macie kogoś , kto tylko z grubsza przystaje do opisu w tekście zadzwońcie, zróbcie im najlepszy ever prezent świąteczny  i zadajcie pytanie - hej, jak Ci w tym czasie ? I słuchajcie nawet przecinków. Być może ktoś się otworzy.  Bycie wysłuchanym ( bez szukania w głowie od razu odpowiedzi ) to w naszych czasach coraz większy luksus...
              

wtorek, 24 listopada 2020

Historia jednego domu, czyli glany i marmury z duchem w tle.

 Rzecz działa się lat temu a co najmniej z 7. Telefon od przyjaciółki złapał mnie w taksówce.

- Aniu, masz chwilę ?

- Dajesz kobieto. Co się dzieje ? ( przyjaciółka projektuje domy od a d żet łącznie z ogrodami uwzględniając zasady feng shui ) 

- Mam kłopot z domem. A właściwie z tym, co się w nim dzieje. 

W tym czasie taksówka podjeżdża pod dom, a ja zamiast wyciągnąć portfel, wysiadam, nie - wyskakuję  z auta i mówię :

- Ale ja widzę w tym domu dziwne okna, takie półokrągłe, no takich okien przecież się nie wstawia !

- Ania, dokładnie takie okna są w tym domu ... Rozłączyłam się i zdążyłam w sekundzie zapomnieć, gdzie jestem i że przecież trzeba panu zapłacić. Jak to zwykle bywa wtedy, gdy coś "zobaczę".  Do świata żywych przywołał mnie głos - ale moja koła są okrągłe i to one panią tu przywiozły ;-) zapłaciłam i popędziłam do domu. 

Z tym moim "widzeniem" właśnie tak jest - obrazy pojawiają się wyraźnie i znikąd.  ( znaczy nie znikąd, ale to na inną opowieść ).

Oddzwaniam i proszę o więcej informacji. Okazuje się, że realizuje zlecenie dla ludzi bardzo majętnych, by nie rzec milionerów. Sprzęty sprowadzone z USA, montażyści owych również, Wszystko zrobione według sztuki a ... wywala bezpieczniki. Popaliło sprzęt wart kilkanaście tysięcy dolarów. Żeby tego było mało, następują jakieś dziwne rozszczelnienia w rurach z wodą i po prostu zalewa łazienkę. I tyle mi wystarczyło. Pytam, czy budynek został postawiony na miejscu starego ( w sumie to nie powinno dziwić - info dla sceptyków ;-) ) i czy tam , w tamtym budynku ktoś zmarł. Dwie odpowiedzi twierdzące. 

Właściciele owej posiadłości to osoby twardo stąpające po ziemi. Do tej pory nie wiem, jak przyjaciółce udało się ich namówić do tego, by zechcieli mnie wysłuchać. Ale stało się. Mam przyjechać. Wsiadłam więc w pociąg i po 300 km jestem na miejscu. I idę i myślę sobie - Anka, czyś Ty postradała te resztki umysłu, które Ci zostały ? Skąd wiesz, czy będą chcieli Cię wysłuchać ? A jak po minucie powiedzą, że nara, to co zrobisz, skoro nawet pociąg powrotny nie wiesz, o której masz , Ty to zawsze się wpakujesz w historie pt jak sobie nie znudzić życia... i takie tam. Ale w końcu dotarłam pod adres. Zewnętrze mnie z lekka zatkawszy. Ogród jak z bajki. Stanęłam jak wryta, ale po chwili rzekłam słowami Wołodyjowskiego - Nic to. Chyba żeby sobie dodać odwagi. I zastukałam w drzwi. I w sekundzie chciałam zwiać. Stanęło przede mną 2 metry chłopa z zagniewaną twarzą, a za nim marmury i złoto w przedpokoju. A ja w tych swoich złotych glanach sprzed 3 lat , bojówkach  i w płaszczu w stylu US Navy kupionym za 3 zł w second handzie poczułam się jak kosmitka. I pewnie bym zwiała, gdyby nie głos tego umarłego w głowie. To usadziło mnie w sekundę. 

- To Pani jest Ania ?

- W rzeczy samej. 

Jego "proszę wejść" mieściło się w najdolniejszych z dolnych   rejestrów   dobrego wychowania. Znaczy  burknął mówiąc po ludzku, a ja przez sekundę zastanowiłam się, czy w moich umiejętnościach nie mieści się może lewitacja ( o te marmury na podłodze, bo jak po nich chodzić ??? ).    

Dotarłam do kuchni, gdzie czekała jego żona. I tu skończyło się moje rumakowanie i chęć ucieczki. Wkroczyła powaga. Usiadłam. Małżeństwo wiedziało, że wiem, co się dzieje. Poprosiłam o herbatę ( której notabene nie pijam, a która okazała się być ulubioną owego małżeństwa. Bo ja z herbaty tylko kawa...). Po chwili powiedziałam im, co następuje : Moi Drodzy, w tym domu zmarł mężczyzna. Co wiecie. Ale nie wiecie, że popełnił samobójstwo wskutek nieszczęśliwej miłości. To co się dzieje w Waszym domu to wynik jego walki o Was. Prąd to energia męska, woda, to kobieta. Patrząc moim okiem, wzajem się zdradzacie, zaczął Pan, żona się chciała odgryźć. A dusza tego człowieka próbuje Wam pomóc. Sobie również. A teraz pozwólcie, że wyjdę na zewnątrz zapalić.   

I zapadła cisza. Uwierzcie, ta cisza ważyła pierdyliard ton. I w tej ciszy głos przesuwanego po marmurze krzesła i głos - nie wychodź nigdzie. Tu masz popielniczkę Aniu. 

I płacz. Obydwojga. I rozmowa. Stałam się swoistym buforem bezpieczeństwa. Po czterech  godzinach udało mi się nie tylko pozwolić wypłakać emocjom obu stron to i odprowadzić duszę, która tak pomagała, jak umiała, aż sprowadziła mnie na miejsce...    Jaki jest finał tej historii ( jednej z wielu z mojego życia ) ? Po tygodniu dostałam sms od męża - od teraz wierzę ! W domu wszystko ucichło. Wiele przegadanych godzin. Pogodziliśmy się, Dziękuję Aniu. 

 

piątek, 6 listopada 2020

Zrozumiałeś ? Tak. To dobrze - czyli o tym, jak kończymy rozmowę w momencie, w którym powinniśmy ją dopiero zacząć.

                                       O czym dziś moja główka za pomocą palców chce na głos podumać ? Ano o rozumieniu ... siebie, świata i drugiego człowieka.

                                        Rozmowa, kłótnia, wymiana zdań, dyskusja  - to na tym polega nasza homosapiensowa   komunikacja z drugą istotą. Czasem konstruktywna, częściej jednak nie ( wnioskując po wciąż moim nie-bezrobociu ).  Jaki jest zatem powód tego, że tak siebie nie rozumiemy ? 

                                       Nie będę rozwodzić się nad różnicami w płci, uwarunkowaniami, w jakich się wychowaliśmy, numerologią ( a tu pewnie kiedyś się rozwinę i opiszę, jak rozmawiają poszczególne wibracje urodzeniowe ) etc, itd. Pochylę się nad tym, że tak de facto my .... nie chcemy wiedzieć JAK nas zrozumiano. Dla nas liczy się fakt przyznania nam racji. Tak, zrozumiałem. Hura, moje górą. Nie krzywcie się.  Popatrzcie chociażby na to, jak tłumaczymy coś naszym dzieciom. Czy chcemy tak naprawdę znać, w jaki sposób dziecko zrozumiało, czy raczej o to, by przyjęło nasz punkt widzenia jako słuszny ? 

                                        W kłótni z partnerem jego tak, zrozumiałem jest przecież niczym innym jak uznaniem w naszych uszach, że dotarło do niego, że nas skrzywdził, nie rozumiał, nie dał nam czegoś, czego oczekiwaliśmy. Hurra, wygrałam. Nareszcie usłyszałam potwierdzenie, że jestem skrzywdzona i teraz on już będzie się starał i wszystko będzie dobrze ( czytaj - po mojemu ) Tyle, że najczęściej on rozumie PO SWOJEMU.A jak to wygląda ?  



                              Ano mniej więcej tak. Nie znalazłam niestety odpowiednika odwrotnego , czyli jak rozumuje mężczyzna, mam nadzieję że sens jest zrozumiały ;-)  Wniosek jest dla mnie jeden - to stąd narastająca frustracja, cisza, unikanie rozmów i oddalenie. Bo my sobie myślimy, że on zrozumiał, chodzimy w glorii i chwale zwycięstwa, on udaje, że zrozumiał , coś próbuje ale i tak suma sumarum wszystko wraca za chwilę i ...kolejne ciche dni. Jak zatem ich uniknąć ? 

                            Ja znam tylko jedną metodę - zapytać : " Dobrze, to wytłumacz mi teraz proszę swoimi słowami, w jaki sposób mnie zrozumiałeś." 

                            Uwierzcie, że to, co usłyszycie może Was wyrzucić w galaktykę, której nie widział ani Galileusz, ani Kopernik, ani nawet  Han Solo i Luke Skywalker z Gwiezdnych Wojen :) 

                            Nie bójcie się zadawać tego pytania każdemu napotkanemu sapiensowi po drodze. Nauczycie się w ten sposób nie tylko dystansu do swoich emocji, ale też ( na co bardzo liczę ) zauważycie, że jeżeli nie powiecie wprost o co Wam chodzi, nikt nie domyśli się od razu, o co Wam tak naprawdę chodzi, bo ma takiego obowiązku, by czytać Wam w myślach i się domyślać. Nie ma aż tylu jasnowidzów na tym świecie :D                

piątek, 25 września 2020

Witajcie w Nowym Roku Numerologicznym, czyli gdzie jest hamulec bezpieczeństwa.

 

 

                         Cały wiek nie miałam przed sobą komputera. Albo i dwa. Skruszona zatem zasiadam do spóźnionej mocno prognozy na Nowy Rok Numerologiczny ( ale tylko o tydzień 😉 ). 

                        Pięć. Ta liczba będzie nam patronować do września 2021. Jest to wibracja wiodąca, każdy z nas ma swój rok osobisty, co opiszę albo jeszcze w tym poście ( wiecie, z tą moją weną jest jak z wiatrem - trudno ją wyczuć), albo w kolejnych wpisach, jak to uczyniłam w roku poprzednim. 

                         Czym jest wibracja 5 ? Nie dość, że znajduje się w środeczku odliczanki numerologicznej ( liczonej od 1 do 9 ), jest więc kumulacją, tyglem i okiem cyklonu wszystkich liczb, to w przełożeniu na tarota jest punktem przełomowym. Konfliktem - zarówno wewnętrznym, jak i wynikającym z czynników zewnętrznych. Wiem, że brzmi to niezbyt ciekawie, ale że każdy minus to połowa plusa, nie będzie tak źle😀

Jaka energia zatem będzie nam towarzyszyć ?

                          Na pewno nie będzie spokojnie. Albo wewnątrz nas, albo w otaczającej nam rzeczywistości. Jeśli kurczowo trzymasz się swoich schematów myślowych na przykład, możesz zostać z nimi skonfrontowany / a w mało przyjemny sposób, ale nie po to, by pokazać Ci, że nie masz racji, tylko po to, by otworzyć umysł na to, że inne nie jest gorsze, tylko ... inne ( czasem tłumaczę to moim klientom dość obrazowo i mówię - wyobraź sobie czystą kartkę papieru. Narysuj na niej liczbę 6. Ja usiądę naprzeciwko i powiem Ci, że widzę 9. Obydwoje mamy rację, prawda ?)

                         5 daje możliwość takiej właśnie zmiany horyzontów myślowych. Im bardziej zatwardziałych, tym lekcja może być bardziej waląca po zaworach bezpieczeństwa.

                          Kolejny aspekt 5 to ruch fizyczny pt ruszaj tyłek i zmieniaj miejsce zamieszkania, adres pracy lub adres, pod którym zasypiałeś po dobrym seksie. Czyli jednym słowem - jedyną niezmienną rzeczą jest zmiana. Nie, żebym namawiała do zmiany za wszelką cenę, ale jeśli Cię coś uwiera tak, że przestajesz powoli czuć nagniotki, to jest to dobry czas na wykorzystanie energii 5. 

                         Fizyczny aspekt 5 to kontuzyjność, także tutaj absolutnie tyczy się to wszystkich liczb - brawura czy to za kierownicą, pedałem czy motorem nie jest zalecana.

                        5 ma za to moją jedną, bardzo ulubioną, o ile nie najulubieńszą zaletę. W sumie to naliczyłam już dwie -  możliwość przekraczania własnych barier, odwagę do zmiany, głębokie wglądy w swoje wnętrze skutkujące - bum, o kurczę jest ze mną tak, tak i tak - no ok, wiem już nad czym powinnam popracować, by przestać się użalać nad sobą, poza tym - otwartość na naukę w każdym aspekcie życia, ba, chęć jej zdobywania. Jeśli do tego doliczyć mega dużą zmysłowość, która może się w nas obudzić, jeśli jest głęboko zakopana w jamie złych wspomnień, to wychodzi mi nie 2 a ... 5 ulubionych zalet 5 :)

                       5 to również aspekt rozwoju duchowego. Jeśli połączyć to z przekraczaniem swoich barier, to życzę Wam poszukiwania swojej własnej Drogi. Nie mistrzów duchowych ( co do których mam stosunek hmm ze wskazaniem na - ok, ale... ), innych osób, mentorów, tylko Waszej własnej, indywidualnej i niepowtarzalnej. 

                      
Jak widzicie już z opisu, nie jest to czas, w którym można myśleć o stabilizacji. Raczej szykowanie się do niej poprzez wyruszenie na poszukiwanie Swojej Własnej Ścieżki. 

W kolejnym wpisie umieszczę hurtem opisy dla każdej wibracji.