Blog, w którym będę poruszać tematy z zakresu : numerologii, bioenergoterapii,litoterapii oraz z szeroko pojętej ezoteryki. Nie zabraknie również czegoś miłego dla oka oraz tzw "aniowizmów" , czyli przemyśleń :)
Moje motto

piątek, 13 stycznia 2017
Współchora.
Dzwoni telefon. Magiczne Wrota. Odbieram. W słuchawce cichy, wystraszony głos. Dzień dobry Pani Aniu. Asia ( Kasia, Iwona, Justyna, Krystyna ) z tej strony. Ja dzwonię do Pani w sprawie mojego chłopaka ( narzeczonego, męża, taty ). Niech mi Pani powie, kiedy on przestanie pić ? Bo ja już próbowałam wszystkiego. Byłam w poradni, kazali próbować go namówić i samej też chodzić. Ale to przecież on pije, nie ja, ja chora nie jestem.
Takich telefonów mam dużo. Coraz więcej. Tak jakby bezradność kobiet będących w współuzależnieniowej relacji sięgała niebezpiecznego pułapu. Rzecz jasna nie piszę tu o sytuacjach, gdzie w domu jest przemoc. Ale uwierzcie, współuzależnienie to problem z wielkości którego nie zdają sobie sprawy nawet współuzależnione. Bo gdzie postawić granicę pomiędzy troską o zdrowie ukochanego i związanym z tym zachowaniem kobiety, a kontrolą, która jest już symptomem choroby ? Choć mocno tu zawężam współuzależnienie do picia partnera, bo takie mam telefony. A współuzależnienie przybiera różne formy. Jest uzależnieniem od ludzi – ich nastrojów, zachowań, stanu zdrowia i miłości.
Zaczęłam się zastanawiać, co sprawia, że te kobiety dzwonią do takich osób, jak ja ? Bezradność.Jak poskładałam wszystkie opowiedziane mi historie jawić mi się zaczęła bezradność i osamotnienie. Wiadomo, że potrzebują też nadziei, słów, których nie usłyszą w gabinetach. Wiele z tych kobiet mówi, że nie dostają wsparcia takiego, jak dostają uzależnieni. Że jest 1587 zaleceń służących trzeźwieniu, począwszy od tego, co mają jeść a skończywszy na tym, czego nie używać w łazience, by nie wspomnieć o aforyzmach ( słynne chociażby "Trzeźwe myśli" ). A dla kobiet współuzależnionych jest informacja - zajmij się sobą i swoim życiem. Idź na grupę dla współuzależnionych. A co, jeżeli bariera wstydu jest za duża? Jeżeli nie mają naprawdę fizycznie możliwości? I nie jest to wymówka? One nie wiedzą jednego - JAK mają to zrobić, by zacząć myśleć o sobie. Idź na grupę sprawy nie załatwi. Po prostu. Nie jest moim celem w tym artykule omawianie przyczyn powstawania uzależnienia pod kątem medycyny konwencjonalnej i psychoterapeutycznej.
Ale mogę wypowiedzieć się z punktu mojego doświadczenia. Nie " wróżkowo -numerologicznego" . No więc czego potrzebują te kobiety ? Jakich informacji, których nie dostają często gęsto znikąd ? Prostych okazuje się. One potrzebują przysłowiowego kopa na start - chociażby takiego - ustaw sobie w telefonie alarm na tą godzinę, o której zwykle się kąpiesz. Alarm niech ma tytuł - czas na rozpieszczanie siebie. I idź do łazienki. Chociażby kąpiel miała trwać tylko 5 minut. Albo - załóż gumkę recepturkę na rękę i za każdym razem, gdy pojawi się myśl o partnerze ( co robi, czy pije, dlaczego pije, jakby mnie kochał, toby nie pił ) strzelaj się z całej siły. Aż zaboli. I ból przypomni o tym, żeby nie kierować swych myśli w niebezpieczne rejony.
Dlaczego takie wydawałoby się zbyt proste metody? Jeżeli owe kobiety przez całe życie starały się ( do wyboru ) : zaspokoić rodziców, troszczyć się o rodziców, o rodzeństwo, o męża, o dzieci, to jak mają teraz nagle zatroszczyć się o siebie ? To tak, jakby kazać wioślarzowi wejść na Mount Everest. Kondycję to on ma, ale ma wypracowane mięśnie rąk, nie nóg. Trzeba więc wziąć mózg sposobem i nadać inne znaczenie codziennym czynnościom, które tak, czy siak wykonujemy po to, by wyrobić nawyk myślenia o sobie. A jak pokazuje mi życie - takie proste metody działają. Dziewczyny wracają i mówią, że to działa...Powoli, ale działa :)
Moja praca z tymi kobietami jest więc mocno rozłożona w czasie. Każda z nich prędzej czy później ( w zależności od gotowości ) dostaje zadanie - spojrzenie na ukochanego chorego oczami "lustra" ( czy za pomocą metody zawartej w książce Colina Tippinga " Radykalne Wybaczanie" ) - i dopiero wtedy tak naprawdę praca się zaczyna... ale o metodach może kiedy indziej.
Nie ma przypadków. Skoro odnotowałam tak wielki wzrost tematu w mojej pracy, znaczy, że trzeba się nad nim pochylić głębiej. W końcu byłam jedną z nich - tańczącą w rytm uzależnienia bliskiej mi osoby...Mnie się udało wyskoczyć z tego zaklętego kręgu. Skutecznie :) Czas podzielić się doświadczeniem. Więcej informacji wkrótce :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
myśląc o takich kobetach mam ochotę podejść do nich i nimi potrzepać. Halo! obudź się!! koniec letargu!! Wstań i zacznij żyć!! otwórz oczy....
OdpowiedzUsuńbo one śpią... a nie dlatego, że nie mogą się obudzić, ale dlatego, że chcą spać,,,
bo sie łudzą, ze kiedyś on przestanie pić, albo, że bez niego sobe nie poradzą...
brakuje im świadomości, brakuje kogoś kto odbierze im nadzieję... BO TAKIE NADZIEJE TRZEBA ODBIERAĆ!!!
kobieto! ogarnij się! lepiej nie będzie! nigdy nie będzie lepiej! będzie coraz gorzej, będzie źle, a ty któregoś dnia nie bedziesz już miała siły sama siebie karmić resztkami nadzieji....
odejdziesz może być ciężko, ale nie będzie gorzej. każdy dzień bez strachu będzie tylko lepszy. Marnujesz czas...
mówisz, że kochasz? mówisz, że jak odejdziesz to on się stoczy na dno..
I SŁUSZNIE! od dna można się odbić..... nie pozwól mu wiecznie wisieć, na resztach Twoich coraz bardziej blaknąch nadzieji....
--selavi--